Choroba lokomocyjna może popsuć nie jeden wyjazd. Z moich doświadczeń wynika, że zależnie od środka lokomocji ma różną intensywność. Istnieją także sposoby na zniwelowanie negatywnych skutków przejazdów. W tym wpisie przedstawimy wam nasze doświadczenia i damy porady jak można poradzić sobie z chorobą lokomocyjną w podróży.
Porady ogólne i leki
Na pewno warto wypróbować standardowy zestaw porad, czyli:
Patrzymy możliwie daleko, włączamy klimatyzację, aby w pojeździe nie było duszno i gorąco, nie najadamy się za dużo i skupiamy się np. na rozmowie. Dla mnie czytanie w aucie, kołyszącego się tekstu nie jest najlepsze.
Gdy zaczynamy czuć się źle można sięgnąć po jakieś leki. Na mnie dobrze działa aviomarin, aczkolwiek większa dawka może mocno zamulić. Lokomotiv z kolei jest raczej dużo słabszy i nie eliminował efektów choroby.
Trzeba pamiętać, żeby czytać ulotkę i uważać, żeby nie wziąć za dużo tabletek, bo efekt „odcięcia od świata” i ospałość może utrzymać się przez kilka godzin po opuszczeniu pojazdu, a to nigdy nie jest fajne.
Pociąg – twój najlepszy przyjaciel
Pociąg pod względem wpływu na nasz błędnik jest najbardziej przyjazny. Chyba nigdy nie zdarzyło mi się źle czuć w pociągu. W przedziale czy patrząc z korytarza przez okno mamy inne postrzeganie szybkości i przemieszczania niż np. w aucie. Szczególnie, gdy jedziemy wagonem sypialnym, w pociągu jest super!
Z naszych doświadczeń wynika, że w pociągu możemy podróżować niemal nie martwiąc się o chorobę lokomocyjną.
Auto – najlepiej za kierownicą
Z samochodami bywa już dużo gorzej, z moich obserwacji wynika, że szczególnie nowe modele, z nowoczesnym zawieszeniem często powodują delikatne bujanie, które łatwo może wywołać złe samopoczucie. Czasem lepiej od razu wziąć mniejszą dawkę leku i nie przejmować się przejazdem.
Jeśli macie chorobę lokomocyjną i możecie prowadzić auto – zróbcie to – wtedy będziecie zajęci kierowaniem, a wszelkie nudności nie będą miały prawa was dopaść.
Autobusy i marszrutki
Będąc na Kaukazie na pewno nie raz będziecie jeździć tamtejszymi minibusami (marszrutka) lub jakimś autobusem. Dobra wiadomość jest taka, że wrażenia były wyłącznie pozytywny. Z jakiegoś powodu, chyba sędziwego wieku wielu tamtejszych aut, mimo odważnego stylu jazdy kierowców ani razu nie mieliśmy choroby lokomocyjnej. Może to również przez to, że byliśmy zbyt zajęcie podziwianiem widoków po drodze?
A więc o marszrutki i starsze autobusy nie powinniście się bardzo martwić.
Za to najgorsza choroba lokomocyjna w życiu złapała mnie w nowiutkim autobusie Egged jadącym krętą drogą wzdłuż wybrzeża Morza Martwego. Konieczna była wcześniejsza wysiadka w Ein Gedi zamiast w Masadzie… . Po tej sytuacji zawsze mam jakieś leki przy sobie.
Samolot – uwaga na lądowanie
Jeśli chodzi o samolot według mnie, podróżuje się tu dużo przyjemniej niż samochodem. Start i sam lot jest szczególnie mało problematyczny.
Oczywiście, gdy są turbulencje, można pomyśleć, że od razu pojawi się choroba lokomocyjna, w moim przypadku jednak zazwyczaj nie powodowało to nudności i problemów. Turbulencje nie są zazwyczaj długotrwałe i jest to jakby inny rodzaj „bujania” niż normalnie.
Ewentualne złe samopoczucie wystąpi raczej przy lądowaniu, kiedy to samolotem potrafi mocno bujać na boki przez całą procedurę schodzenia do ziemi. Warto wcześniej wziąć jakiś środek i ogólnie być przygotowanym na taką ewentualność.
Podsumowanie
Choroba lokomocyjna potrafi utrudnić życie w podróży, a nawet na co dzień jeżdżąc z kimś autem. Obecnie jest jednak wiele środków pozwalających zawczasu zapobiec nieprzyjemnościom. Dodatkowo podróż pewnymi środkami transportu mniej naraża nas na nieprzyjemności. Jadąc pociągiem czy (przy gładkim lądowaniu) możemy mieć znacznie większe prawdopodobieństwo braku jakichkolwiek dolegliwości i po prostu cieszyć się podróżą.
Warto zawsze mieć przy sobie tabletki itp, żeby nigdy nie dać się zaskoczyć i być przygotowanym na te gorsze momenty.